Z czasów podstawówki oprócz całej serii ambiwalentnych wspomnień i zasadniczej wiedzy, konsekwentnie rozwijanej w dalszym i nieustającym do dziś cyklu edukacyjnym, wyniosłam pewne podstawowe umiejętności manualne. Odwołuję się tu oczywiście do lekcji prac ręcznych lub ZPT, zajęć o jasnym w tamtych czasach przekazie: dziewczynki muszą umieć załatać spodnie, upleść kwietnik, chłopcy natomiast wymienić żarówkę, wystrugać piszczałkę, czy zbić szafeczkę. Wiele prac, przy tym, należało wykonać w domu, ach ilu to tatusiów strugało fujarki, ile mamuś szyło woreczki na kapcie. Dlaczego? Dlatego, że należało zawalczyć o dobry stopień, dlatego, że hipokryzja nauczycielki była ewidentna, a moralnie przecież bardziej naganna od struchlałego serca rodzica, który czuł na sobie ciężar odpowiedzialności za dalsze powodzenia/porażki szkolne pociechy, otóż więc zakłamanie nauczycielki było w tym wszystkim najgorsze, przede wszystkim upokarzające dla dzieci, które same napociły się nad praca, przynosząc wymiętoszoną serwetkę ubabraną krwią z palca, o który zdradliwie zahaczyło szydełko. Dajmy jednak pokój tym rozważaniom nad szkołą, ciałem pedagogicznym i ewentualnym polemikom z ogólnoprzyjętym, sielankowym ujęciem dziecięcych lat, tak fałszywym i sentymentalnym, bo rozpowszechnionym przez dorosłych, którzy łatwo zapominają, lub chcą zapomnieć o pierwszych roczarowaniach, niesprawiedliwości, godząc się tym samym na upraszczającą wizję lat dziecięcych, własnej młodości, prywatnej Arkadii i wieku buzującego potencjału.
Przesiewając zatem wspomnienia, skupiając się na aspekcie praktycznym i zabawowym prac ręcznych, wysupłałam z pamięci wzór na kszyczek z papieru gazetowego.
Wczoraj słuchając nowej płyty Animal Collective Merriweather Post Pavilion oraz starej płyty Jeffa Buckley'a Live at Sin-é wyplotłam takie oto cudaki. Krzywe, pokraczne, ale własne. Pani od ZPT postawiłaby pałę...
8 commenti:
Na ZPT lubiłam robić tylko kanapki. Bo jak tu się rozwijać, jak kazano szyć nam spódnicę, a maszyny brak. Kazano smażyć naleśniki, a tylko butla gazowa była. Kazano zrobić karmnik dla ptaków - biedny tata zbił z listewek. Rozumiem temat! A Twoje krzywulkowe plecionki są przeurocze i najważniejsze -mają praktyczne zastosowanie. Pozdrawiam serdecznie!
Koszyczki sa niesamowite!!! Poprosze o taki przepis:) Sama zrobilabym chetnie:))
Na temat polskiego systemu nauczania wole nie rozmawiac. Pozostawilam go w pamieci, zeby wiedziec czego nie robic...
super cieply post:)
ups, zapomnialam wspomniec o twoim szkicowniku.
Extra ilustracja:)
Llooka, uwielbiam koszyczki, mam ich zatrzęsienie, ale nigdy dość. Moja chorobliwa pedanteria przejawia się, między innymi, w obsesji segregowania, układnia,jest zatem koszyczek do błyszczyków, koszyczek na kolorowe pisaki, na ołówki, itp., itd.. Koszyki pietrzą się na biurku i komodzie, wiklinowo-gazetowa armia ładu i porządku. Pozdrawiam.
Anetko,pochwała moich rysunków z Twoich ust, czy raczej, spod Twoich paluszków, znaczy dla mnie więcej niż możesz przypuszczać :)
Poszperałam trochę po internecie, najlepszy opis wytwarzania koszyczków znalazłam tu:
http://www.cafeart.pl/20060131164/misz-masz/dekoracje/Koszyk_z_papierowej_wikliny.html
Miłej pracy!
dzieki Iwonko, na pewno wyprobuje:)
Your blog is a wonderful, good post the name says it all La Dolce Vita
Robienia takich koszyczków- niekt mnie nigdy nie uczył na ZPT. A szkoda- bo sa urocze i opraktyczne i mozna im nadac wiele form , kolorów ...
NIegdy nie zapomne, jak pan od ZPT- dwumetrowy olbrzym - kazał chłopcom i dziewczynkom w 6 kl. robic młotek. Młotek! najpierw wiele godzin trzeba było ręcznie piłować pilnikiem stal - w porywach robił niektórym otwory na drewniany trzinek. ja chyba nie byłam pupilem, bo mi nie pomógł. Kosztowało to wiele godzin cięzkiej pracy - w efekcie młotki zwińczone ręcznie szlifowanymi papierem ściernym - trzonkami- zostały nam odebrane prze owego pana od ZPT. Świat , w którym wtedy zyłam był mały- szybko dowiedziałam sie, że nasz eklasowe młotki trafiły na bazar w Lubaniu Śląskim , a zysk z ich sprzedaży zasilił prywatną kieszeń pana W. od ZPT.
Takie to czasy były...
Dziś już chyba nikt nie robi młotków na ZPT , a nawet gdyby zrobił- nikt nie ważyłby sie mu odebrać ich tak zwyczajnie.
Ależ mi się na wspomnienia wzięło...
Koszyczki bardzo mi się podobaja. Ja równiez prosze o kurs ich wyplatania.
Iwonko - moc wiosennych , serdecznych pozdrowień posyłam - prosto z Wielkopolski .
Pamiętam zajęcia na ZPT ,niektóre pomysły na lekcje były tak durne ,że nie wiadomo było jak się za nie zabrać ,ale ogólnie ,po latach nawet miło je wspominam . Koszyczki zrobiłaś urocze a najważniejsze ,że są praktyczne .
Pozdrawiam.
Posta un commento