sabato 10 gennaio 2009

O podróży z Guliwerem

Guliwer był moim psem, jamniczkiem długowłosym, rudym nieprawdopodobnie. Bardzo go kochałam, był częścią naszej rodziny. Czternaście lat razem. Czternaście lat, w czasie których z dziewczynki zamieniłam się w podlotka, a następnie w kobietę. Mój towarzysz zabaw, cierpliwie znoszący tarmoszenie, całowanie, kompulsywne głaskanie, ciąganie za uszy, złe humory i przypływy euforii. Miał swój charakterek, jak większość jamników, rozpuszczony był jak dziadowski bicz, robił to, co chciał i kiedy chciał. Mały lisek, cwany i przebiegły, i rozbrajający, siusiający z radości na mój widok, gdy studiując w innym mieście wracałam na weekendy do domu. Mijają ponad dwa lata, odkąd Guliwera nie ma, a pamiętam bardzo wyraźnie jak każdy przyjazd z Włoch do domu, był przepełniony obawą, czy jeszcze się jakoś trzyma, za każdym razem coraz chudszy, nie mający siły skakać z radości, ale z uporem liżący dłoń, i podsunięty pod pyszczek policzek. Ostatni raz widziałam Gulisia, kiedy już zupełnie siebie nie przypominał, zgaszony i otępiały, przez cieniutką skórę widać było każdą kosteczkę. Potem telefon od mamy. Nasz Sznupik, nasz Guliś.
Wszystkie te wspomnieni powróciły wraz ze świątecznym nabytkiem sąsiadów, małym jamniczkiem.

Nowy rok 2009, cóż mogę napisać, mam nadzieję, że będzie rokiem nowych powitań, że będzie jeszcze lepszy niż ten miniony, no i że pustka po Guliwerze zostanie w końcu zapełniona. Czas rozejrzeć się po schroniskach i ofiarować siebie jakiemuś zwierzakowi dając mu miłość i opiekę, lepszy los, w tym świecie, w którym najtrudniej sprostać opuszczeniu i bolesnym rozstaniom.


Zupełnie na marginesie, kilka rzeczy z masy solnej, którą od tygodnia się bawię, próbując różne proporcje i techniki. W tym przypadku, li i jedynie, mąka i sól oraz farby akrylowe.



Guliwer
Łypie na mnie oczkiem, gdy siedzę przy biurku.

Groszek niepomalowany, bo E. woli tak.

1 commento:

Hania ha detto...

Kolejny raz wyrywają mi sie słowa: 'ja też...!'
Ja też /trzy lata temu/ pożegnałam jamniczkę, z którą sie wychowałam. Sonia była z nami przez trzynaście pięknych lat. Gdy cukrzyca i zmiany nowotworowe uniemożliwły już nawet jakiekolwiek poruszanie się, a oczy patrzyły jakby prosiły 'pomóż, cierpię...' musiałam podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu...
Czy pustkę po takim Przyjacielu można zapełnić? Można sie starać, mamy Golden Retrivera. Zupełnie inny charakter, zupełnie inny Przyjaciel:)

I tak btw:
Ja też jestem rakiem, ja tez uwielbiam czytać, ja też lubie wiele z wymienionych przez Ciebie filmów i książek :)

Pozdrawiam :)