domenica 7 dicembre 2008

Busy reading

Mamy tutaj trzydniowy weekend, gdyż na poniedziałek przypada święto - Festa dell'Immacolata. 8 grudnia ubiera się choinki, zaczyna się programować świąteczne obiady i kolacje.
Dziś rano wyskoczyliśmy do centrum, kupiłam nowe foremki do pierniczków, kilka pięknych, bardzo delikatnych (mam nadzieję, że doczekają świąt!) bombek, nie obyło się bez wizyty w pasmanterii (troszkę o tym na moim drugim blogu, blogu o modzie troszku, o błyskotkach - frywolitki takie zupełne, http://www.rubyvelvet.blogspot.com/).
Przechadzaliśmy się zatem beztrosko po ulicach, podziwialiśmy niezwykle piękne aranżacje wystaw, po czym doszliśmy do księgarni...Szok, źrenice jak monety 5 eurowe i, w następstwie, natychmiastowy zakup; ponoć zamówiona, ale nieodebrana, nieważne, moja, moja, moja, o niej. Dziś wieczór czytam, wyłączam komputer, na nogi pledzik, poduszka do plecy, pierniczki i perspektywa jutrzejszej lektury niezakłóconej takimi drobiazgami jak praca.

Tak, to ona Vivien. The Life of Vievien Leigh autorstwa Alexandra Walkera.
Co prawda w swym księgozbiorze mam już jedną biografię Vivien napisaną przez Annie Edwards, ale mam wrażenie, już po pierwszych 20 stroniczkach, że dziełko pana Walkera, jest o wiele lepiej udokumentowane i, co równie ważne, lepiej napisane. Swoja drogą to jakieś cuda bożonarodzeniowe, książka o jednym z moich absolutnych mitów, w języku angielskim, kupiona przez przypadek w księgarni włoskiej. Sono senza parole.

Nessun commento: