lunedì 23 marzo 2009

Złe plecionki początki

Z czasów podstawówki oprócz całej serii ambiwalentnych wspomnień i zasadniczej wiedzy, konsekwentnie rozwijanej w dalszym i nieustającym do dziś cyklu edukacyjnym, wyniosłam pewne podstawowe umiejętności manualne. Odwołuję się tu oczywiście do lekcji prac ręcznych lub ZPT, zajęć o jasnym w tamtych czasach przekazie: dziewczynki muszą umieć załatać spodnie, upleść kwietnik, chłopcy natomiast wymienić żarówkę, wystrugać piszczałkę, czy zbić szafeczkę. Wiele prac, przy tym, należało wykonać w domu, ach ilu to tatusiów strugało fujarki, ile mamuś szyło woreczki na kapcie. Dlaczego? Dlatego, że należało zawalczyć o dobry stopień, dlatego, że hipokryzja nauczycielki była ewidentna, a moralnie przecież bardziej naganna od struchlałego serca rodzica, który czuł na sobie ciężar odpowiedzialności za dalsze powodzenia/porażki szkolne pociechy, otóż więc zakłamanie nauczycielki było w tym wszystkim najgorsze, przede wszystkim upokarzające dla dzieci, które same napociły się nad praca, przynosząc wymiętoszoną serwetkę ubabraną krwią z palca, o który zdradliwie zahaczyło szydełko. Dajmy jednak pokój tym rozważaniom nad szkołą, ciałem pedagogicznym i ewentualnym polemikom z ogólnoprzyjętym, sielankowym ujęciem dziecięcych lat, tak fałszywym i sentymentalnym, bo rozpowszechnionym przez dorosłych, którzy łatwo zapominają, lub chcą zapomnieć o pierwszych roczarowaniach, niesprawiedliwości, godząc się tym samym na upraszczającą wizję lat dziecięcych, własnej młodości, prywatnej Arkadii i wieku buzującego potencjału.

Przesiewając zatem wspomnienia, skupiając się na aspekcie praktycznym i zabawowym prac ręcznych, wysupłałam z pamięci wzór na kszyczek z papieru gazetowego.

Wczoraj słuchając nowej płyty Animal Collective Merriweather Post Pavilion oraz starej płyty Jeffa Buckley'a Live at Sin-é wyplotłam takie oto cudaki. Krzywe, pokraczne, ale własne. Pani od ZPT postawiłaby pałę...

8 commenti:

llooka - K a r o l i n a ha detto...

Na ZPT lubiłam robić tylko kanapki. Bo jak tu się rozwijać, jak kazano szyć nam spódnicę, a maszyny brak. Kazano smażyć naleśniki, a tylko butla gazowa była. Kazano zrobić karmnik dla ptaków - biedny tata zbił z listewek. Rozumiem temat! A Twoje krzywulkowe plecionki są przeurocze i najważniejsze -mają praktyczne zastosowanie. Pozdrawiam serdecznie!

Anetka ha detto...

Koszyczki sa niesamowite!!! Poprosze o taki przepis:) Sama zrobilabym chetnie:))

Na temat polskiego systemu nauczania wole nie rozmawiac. Pozostawilam go w pamieci, zeby wiedziec czego nie robic...

super cieply post:)

Anetka ha detto...

ups, zapomnialam wspomniec o twoim szkicowniku.
Extra ilustracja:)

Iwona ha detto...

Llooka, uwielbiam koszyczki, mam ich zatrzęsienie, ale nigdy dość. Moja chorobliwa pedanteria przejawia się, między innymi, w obsesji segregowania, układnia,jest zatem koszyczek do błyszczyków, koszyczek na kolorowe pisaki, na ołówki, itp., itd.. Koszyki pietrzą się na biurku i komodzie, wiklinowo-gazetowa armia ładu i porządku. Pozdrawiam.

Anetko,pochwała moich rysunków z Twoich ust, czy raczej, spod Twoich paluszków, znaczy dla mnie więcej niż możesz przypuszczać :)

Poszperałam trochę po internecie, najlepszy opis wytwarzania koszyczków znalazłam tu:
http://www.cafeart.pl/20060131164/misz-masz/dekoracje/Koszyk_z_papierowej_wikliny.html
Miłej pracy!

Anetka ha detto...

dzieki Iwonko, na pewno wyprobuje:)

Faça a Diferença !!! ha detto...

Your blog is a wonderful, good post the name says it all La Dolce Vita

ivon777 ha detto...

Robienia takich koszyczków- niekt mnie nigdy nie uczył na ZPT. A szkoda- bo sa urocze i opraktyczne i mozna im nadac wiele form , kolorów ...
NIegdy nie zapomne, jak pan od ZPT- dwumetrowy olbrzym - kazał chłopcom i dziewczynkom w 6 kl. robic młotek. Młotek! najpierw wiele godzin trzeba było ręcznie piłować pilnikiem stal - w porywach robił niektórym otwory na drewniany trzinek. ja chyba nie byłam pupilem, bo mi nie pomógł. Kosztowało to wiele godzin cięzkiej pracy - w efekcie młotki zwińczone ręcznie szlifowanymi papierem ściernym - trzonkami- zostały nam odebrane prze owego pana od ZPT. Świat , w którym wtedy zyłam był mały- szybko dowiedziałam sie, że nasz eklasowe młotki trafiły na bazar w Lubaniu Śląskim , a zysk z ich sprzedaży zasilił prywatną kieszeń pana W. od ZPT.
Takie to czasy były...
Dziś już chyba nikt nie robi młotków na ZPT , a nawet gdyby zrobił- nikt nie ważyłby sie mu odebrać ich tak zwyczajnie.


Ależ mi się na wspomnienia wzięło...
Koszyczki bardzo mi się podobaja. Ja równiez prosze o kurs ich wyplatania.
Iwonko - moc wiosennych , serdecznych pozdrowień posyłam - prosto z Wielkopolski .

Ita ha detto...

Pamiętam zajęcia na ZPT ,niektóre pomysły na lekcje były tak durne ,że nie wiadomo było jak się za nie zabrać ,ale ogólnie ,po latach nawet miło je wspominam . Koszyczki zrobiłaś urocze a najważniejsze ,że są praktyczne .
Pozdrawiam.