sabato 8 novembre 2008

Mieszanie gatunków


Jestem zwolenniczką mieszania gatunków, jęzków i nastrojów; tragedia przeplatająca się z komedią, język włoski, angielski i polski mieszające się w mojej głowie, radość z doskonałej konsystencji kremu w Torta della Nonna i dziwny niepokój, który towarzyszy mi od wczorajszego popołudnia.
Miałam szczery zamiar napisać o zmaganiach w kuchni, o doskonałych proporcjach w przygotowaniu kruchego ciasta, ale niezatarte wspomnienie wczorajszch kadrów Into the Wild nie pozwala mi na beztroskie pisanie o podobnych sprawach, nie dziś.
Historię tego niezwykłego, młodego chłopaka, który nazywał się Christopher McCandless (ur.1968 - zm.1992), poznałam wczoraj, dzięki filmowi Seana Penna. O Chrisie powstała książka, Hollywoodzki film, a w fazie realizacji jest także dokument autorstwa równolatka Chrisa.
Co takiego jest w tej historii mężczyzny, który postanawia porzucić wszystko, swoją rodzinę, wytyczone plany na przyszłość, własne imię i nazwisko, cywilizację w końcu. Chris żył literaturą, Londonem, Tołstojem i Thoreau, żył ideałami, w zgodzie z nimi. W filmie Penna postać Chrisa nabiera rysów świętego, Jezusa, zesłanego na ziemię, by głosić miłość i nawoływać do medytacji nad własnym sumieniem i życiem.
Wolałabym, aby Christopher przeżył, znalazł siły na opuszczenie autobusu, absurdalnego schronienia w środku dzikiej przyrody, ale z drugiej strony myślę sobie, że ktoś, komu w ostatnich dniach towarzyszyła lektura Doktora Żiwago, ktoś , kto wierzył w wielkie narracje, nie mógł postąpić inaczej, jak nadawając swoją śmiercią uniwersalnego charakteru jednostkowemu losowi, otwierając nam, widzom, czytelnikom, nieskończone możliwości interpretacji jego historii, a jeśli nawet nie to, to w każdym razie zapadając w pamięć, zasiewając niepokój, niepokój który towarzyszy mi od wczorajszego popołudnia.

A o Torta della Nonna będzie innym razem.

Nessun commento: